czwartek, 25 czerwca 2015

„Rzymskie dolce vita” Penelope Green



Jeśli marzysz o spontanicznym wyjeździe do wymarzonego miejsca na ziemi i pozostaniu tam na zawsze, ale boisz się, zastanawiasz, szukasz pretekstów, bo przecież nie znasz dobrze języka, nie masz tam nikogo, kto poprowadziłby cię za rękę, a tu masz dach nad głową, dobrze płatną pracę (mimo że nie jesteś szczęśliwa), koniecznie musisz sięgnąć po tę książkę! Koniecznie! ;)

Autorka spisała w niej realizację swojego szalonego pomysłu związanego z wyprowadzką z Australii, zostawieniem świetnie płatnej pracy i zamieszkaniu we Włoszech (bez znajomości języka włoskiego). Jednak okazuje się, że jak się bardzo czegoś chce, o czymś się marzy, to musi się udać! I marzenia wcale nie muszą być rozsądne.

Prawie 30-letnia Penelope zajęła mieszkanie o niskim standardzie (w porównaniu z lokum, które miała w Australii), pracowała w knajpach (zostawiając jedno z najpopularniejszych w Australii pism, gdzie zajmowała stanowisko, którego niejeden by jej pozazdrościł), zarabiała niewiele (w porównaniu z dotychczasową pensją), ale BYŁA SZCZĘŚLIWA! Wielu może postukałoby się w głowę nie widząc w tym logiki i nazywając to głupotą. Ale wielu z nich to ludzie, którzy boją się marzyć, podejmować ryzyko pozostając przez całe życie w swojej złotej klatce nieszczęśliwi i niespełnieni. Penelope postanowiła jednak zaryzykować, rozwinąć swoje skrzydła i polecieć w stronę swoich marzeń. We Włoszech codziennie budziła się szczęśliwa, rozkoszowała się widokami i cieszyła wspaniałymi smakami włoskiej kuchni.

Moja ocena: 6/6

„Życie na pełnej petardzie” Jan Kaczkowski


Najczęściej piszę recenzję zaraz po przeczytaniu książki, jednak w przypadku „Życia na pełnej petardzie” już od jakiegoś czasu próbuję coś napisać o tej pozycji i nie wiem co. Może dlatego, że nie wzbudziła we mnie większych emocji – ani bardzo pozytywnych ani bardzo negatywnych. Mimo to uważam, że nie jest to zła książka i warto po nią sięgnąć, między innymi dlatego, żeby zobaczyć, jaką siłę ma pasja, że zarówno w codziennym życiu jak i w kościele są ludzie i ludziska, że lekarze nie zawsze mają rację mówiąc, że zostały nam trzy miesiące życia (bo marzenia dają siłę do realizacji tego, c zamierzyliśmy i życie tak długie, by zdążyć prawie ze wszystkim).

Książka na pewno w jakimś sensie zmusi do refleksji na temat tego, czy nie za mało robimy dla innych, czy nie marnujemy wielu godzin swojego życia na bezsensownych zajęciach, które nic cennego nie wnoszą w nasze życie, czy zrealizowaliśmy choć połowę swoich marzeń i wiele, wiele innych…

I w sumie ode mnie to byłoby na tyle. Resztę doczytajcie sami :)

Moja ocena: 3/6

„Biała Masajka” Corrine Hofmann


Są książki, o których ciągle myślimy, nawet, gdy od dnia, w którym skończyliśmy je czytać, minęło sporo czasu. Obrazy i historie, którymi żyliśmy, ciągle do nas powracają i nie pozwalają o sobie zapomnieć. Taka jest „Biała Masajka”. Nie musiałam czekać do trzeciego czy piątego rozdziału, żeby mnie wciągnęła. Nie mogłam się od niej oderwać już po kilku pierwszych stronach.

Książka była tak autentyczna, że miałam wrażenie jakbym to ja przeżywała tę miłość, cierpienie i walkę o życie. Akcja potoczyła się bardzo szybko, dlatego też książka nie nudziła mnie nawet przez chwilę. Autorka nie wstawiała długich opisów przyrody, a mimo to miałam wrażenie, że dokładnie widzę jak wygląda Afryka, czuję jej zapach i atmosferę. To było niesamowite przeżycie. Przez cały czas wydaje mi się jakbym rzeczywiście odbyła tę podróż po czarnym lądzie, była zakochana do szaleństwa w Masaju, chora na malarię, głodna, walcząca o kawałek chleba, a chwilami śmiertelnie zmęczona.

Cztery lata w buszu opisane przez kobietę, która przeszła przez niebo i piekło, zawsze pozostaną w mojej pamięci…


Moja ocena: 6/6