czwartek, 23 stycznia 2014

„Cień wiatru” Carlos Ruiz Zafon






„Cień wiatru” Carlosa Ruiza Zafona zaintrygował mnie kiedyś, gdy szperałam między półkami w starej, pachnącej drewnem i papierem księgarni...

Wzięłam książkę do ręki, przeczytałam kilka zdań z tyłu okładki. Jedno z nich szczególnie utkwiło mi w pamięci: „Jedna książka może zmienić życie człowieka”. Pamiętam jak niechętnie odłożyłam „Cień wiatru” na półkę.  Jednak to zdanie tak natrętnie do mnie wracało, że stwierdziłam, iż muszę kiedyś ją przeczytać. Po pewnym czasie zapomniałam o niej, a później – co za miła niespodzianka! – dostałam ją w prezencie. Kilkukrotnie przeczytałam tajemniczy tytuł, wróciłam do słów z tyłu okładki, przekartkowałam ją zaciągając się zapachem papieru i farby drukarskiej i uśmiechnęłam się do siebie… Uwielbiam ten moment, kiedy od nowej historii dzieli mnie kilka minut, kilka sekund. Zanim się zorientowałam, pochłonęłam 500 stron historii o chłopcu, którego tata zaprowadził w tajemnicy przed całym światem na Cmentarz Zapomnianych Książek.

Zanurzyłam się w tej powieści tak bardzo, że zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Przez kilka kolejnych wieczorów żyłam tą tajemniczą historią Daniela i książki, którą chciał ocalić od zapomnienia. Kiedy czytałam „Cień wiatru”, którego akcja rozgrywa się w Barcelonie jakieś pół wieku temu, widziałam dokładnie każdą wąską uliczkę ukrytą w zakamarkach nocy, wyłożoną majaczącymi kamieniami, słyszałam każdą kroplę uderzającego o nie deszczu i czułam zapach tego miasta, mimo że go nigdy nie widziałam. Jednak z każdą kolejną stroną coraz bardziej mi się wydaje, że jest inaczej. Mam wrażenie jakbym już była w Barcelonie, jakbym szła tymi uliczkami i mijała kiedyś te stare kamienice. Jest w tej książce coś niezwykłego, czego nie można do końca wyjaśnić. Mimo takiej objętości książki Zafon mnie nie nudzi nawet przez chwilę. Ciągle trzyma w napięciu. Chwilami nawet przystaję z czytaniem na sekundę i pytam sama siebie: jak on to robi? I wcale mnie nie dziwi, że książka sprzedała się w milionach egzemplarzy na całym świecie. 

Mogę tylko ostrzec przyszłych czytelników przed jednym – sprawdzajcie egzemplarze, które chcecie kupić. Ja miałam książkę wydaną przez MUZĘ i niestety okazało się, że brakuje trochę stron w środku książki (dokładnie to ze strony 384 był skok do strony 417, a później z 448 znowu do 417). Przez chwilę wybiło mnie to z rytmu, ale po krótkim czasie odnalazłam wątek. A jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to za dużo imion i nazwisk pojawia się w powieści. Ja tego nie lubię, bo się trochę gubię. Tym bardziej, że takie dokładne przedstawianie postaci, które nie mają dużego znaczenia, uważam za zbędne. Ale to moje zdanie.

Moja ocena: 6/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz