Kupując książki
często kieruję się tym, co mole książkowe piszą na forach poświęconych
literaturze. Szukam pośród nich tego, co wydaje mi się idealne dla mnie, co
odpowiada mojemu gustowi. Wielbiciele książek podsunęli mi między innymi
„Planetę dobrych myśli”. Pomyślałam, czemu nie? Czytałam wcześniej „W dżungli
życia” i „W dżungli miłości” Beaty Pawlikowskiej, które były trafionym zakupem.
Ustawiłam je na najwyższej półce z książkami, między tymi, które dały mi dużo
domyślenia, wpłynęły na moje życie, przemyślenia i do których chętnie wracam.
Gdy „Planeta dobrych myśli” trafiła w moje ręce,
przekartkowałam ją mniej więcej i stwierdziłam, że chyba niepotrzebnie kupiłam
za niemałe pieniądze taką niewielką kolorową książeczkę, gdzie więcej jest obrazków
niż tekstu. A że zamawiałam ją przez Internet, nie miałam możliwości zajrzeć do
niej wcześniej. Nie czytając jej, odłożyłam na półkę i na jakiś czas
zapomniałam o niej. Po kilku tygodniach, gdy nie miałam co czytać, otworzyłam
ją i pochłonęłam od razu, nie mogąc się od niej oderwać. No cóż… Pozory czasem
mylą. Ta malutka kolorowa książeczka okazała się strzałem w dziesiątkę i
dołączyła do pozostałych, które dumnie stały na najwyższej półce w mojej
biblioteczce.
„Planeta dobrych myśli” to zbiór motywujących historyjek i
krótkich przemyśleń, które można czytać wielokrotnie, każdego dnia, po
przebudzeniu i przed snem, po kolei lub losowo, by lepiej i bardziej
wartościowo spędzić kolejny rok, miesiąc, dzień czy godzinę. Tyle mądrości w
takiej niepozornej książce. Niesamowite! I pomyśleć, że niektórym pisarzom nie
udaje się ująć tego, co najważniejsze w grubych tomiszczach.
Zakup „Planety dobrych myśli” to jedna z najlepszych decyzji
w moim życiu. Naprawdę polecam! Kilka mądrości wypisałam na kolorowych karteczkach
i rozwiesiłam w domu.
Moja ocena: 6/6
Moja ocena: 6/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz