Na „Złodziejkę książek” natknęłam się na jednym z forów
internetowych, gdzie wiele osób się nią zachwycało. Ci ludzie zdołali mnie do
niej przekonać, do tego zaintrygował mnie tytuł, więc kupiłam. Niestety na
rozczarowanie nie musiałam długo czekać. Już po kilkudziesięciu stronach
zatrzymałam się, ale po chwili pomyślałam, że może akcja rozwinie się w
połowie (bo i tak czasem bywa). Mając przed oczami tę wizję, postanowiłam się
przemęczyć. Poza tym ciągle się myślałam o tym, że przecież internautów coś w
niej zachwyciło, więc może to coś znajdę za kolejnych kilkadziesiąt stron.
Niestety teraz już mogę powiedzieć, że nie znalazłam w niej tego czegoś i że
straciłam tylko czas.
Po „Złodziejce książek” spodziewałam się czegoś innego. To
nie moja bajka, nie moje klimaty, drewniany język. Historia Żyda
przetrzymywanego w piwnicy podczas wojny i małej dziewczynki jest bardzo ciekawa,
ale opowiedziana bez polotu.
Krótko pisząc, powieść według mnie jest nudna, usypiająca. Z
każdą stroną musiałam zmuszać się do czytania coraz bardziej, bo tak usilnie
chciałam, żeby mnie zaciekawiła, wciągnęła choć na chwilę. Nic z tego.
O tym, że „Złodziejka książek” rozchodzi się na świecie jak
świeże bułeczki, dowiedziałam się w trakcie jej czytania, kiedy przeglądałam w
Internecie informacje na jej temat. Ale dobrze zaprojektowana okładka,
intrygujący tytuł i wydający się ciekawym temat, mogły niejednego zmylić. W tym
również mnie. Dołączyłam do grona tych, którzy nabijają liczniki świetnej
sprzedaży książki. Cóż… Każdy popełnia błędy. Ale z tego co czytam na forach o
książkach (bo jestem ciekawa opinii innych ludzi) „Złodziejka” może się
podobać, dlatego jeśli ktoś ma ochotę po nią sięgnąć, nie zniechęcam. Może ktoś
znajdzie w niej coś dla siebie.
Moja ocena: 2/6
Moja ocena: 2/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz