Sięgnęłam po ten zbiór opowiadań, kiedy szukałam dla siebie
czegoś w bibliotece. Nie było to moje pierwsze spotkanie z Murakamim, ale
miałam nadzieję, że po przeczytaniu „Ślepej wierzby i śpiącej kobiety” będę
mogła w końcu jednoznacznie określić czy lubię jego twórczość czy nie.
Trafiłam
na kilka jego książek, przez które nie mogłam przebrnąć, bo mnie męczyły. Były
też takie, które niby nie miały w sobie nic nadzwyczajnego, a jednak wciągały.
Jeszcze inne były hipnotyzujące, oniryczne, nie pozwalały mi się oderwać.
Ten zbiór opowiadań jest mieszanką tego, co odczuwałam po
wcześniejszych lekturach powieści Murakamiego. Można odnieść wrażenie, że
niektóre opowiadania były pisane na siłę, bez pomysłu, o których zapominamy zaraz po zamknięciu książki (albo zapamiętujemy na całe życie, jeśli bardzo
nas wymęczyły i zabrały nasz cenny czas). Inne to dzieła sztuki, które za
szybko dotarły do mety. Głębokie i dające do myślenia. Warto byłoby wykorzystać
pomysł i niektóre z tych opowiadań zamienić w powieści. Szkoda, że Murakami nie
pomyślał o tym, bo te pojedyncze perły giną przygniecione dużą ilością zwykłych
kamieni tego zbioru.
Cytaty, które kryją w sobie jakieś piękno, jakąś tajemnicę, jakąś baśniowość:
„Na szczycie wzgórza mały domek. W tym domku śpi samotna
kobieta. Wokół rozrosły się ślepe
wierzby. Ślepe wierzby ją uśpiły”.
„Restaurację wypełniał deszczowy zapach późnej jesieni”.
„Śmierć młodego […] człowieka ma w sobie coś smutnego, jak
zimowy deszcz”.
„[…] Po jej ustach błąkał się uśmiech pełen ukrytych znaczeń
przypominający zamglony zmierzch”.
„[…] stanowiła dla niego tajemnicę jak druga strona Księżyca”.
„Myślę, że serce przypomina głęboką studnię. Nikt nie wie,
co jest na dnie. Można tylko sobie wyobrażać na podstawie tego, co czasami
wypływa na powierzchnię.”
„Blask księżyca barwił płatki kwiatów […]”.
„Pokój był nienaturalnie cichy. Jakby podczas mojego snu
ktoś tu wszedł i rozsypał mnóstwo proszku ciszy”.
„Księżyc był zimną skalną kulą, z której gwałtowne lata i
miesiące zdarły skórę”.
„Jak dziadek Sen rozsypywały na ziemię drobny piasek
zemsty”.
„Nawet sreberko z czekoladki, zmięte i rzucone na trawnik, w
tym lipcowym królestwie lśniło dumnie zupełnie jak legendarny kryształ na dnie
jeziora.”
„[…] miękkie światło późnego popołudnia spowijało okolicę,
słońce powoli chyliło się ku zachodowi, jakby nad czymś zamyślone”.
„Zapach czosnku, cebuli, oliwy z oliwek i innych produktów
zmienił się w drobne cząsteczki, rozprysnął w powietrzu i zlewając się w
harmonijną całość, wcisnął się w każdy zakątek mojego niewielkiego mieszkania.
Przywarł do podłogi, sufitu, ścian, ubrań, książek […]”.
„Uważał samotność za bardzo
naturalną, można wręcz powiedzieć, że okazała się jego sposobem na
życie”.
„Nosiła ubranie bardzo naturalnie […] zupełnie jak ptak
zrywający się do lotu ku innemu światu nosi na skrzydłach szczególny wiatr”.
„Kiedy płaczę lodowaty mężczyzna całuje mnie w policzek i
wtedy moje łzy zmieniają się w lód. On zbiera je na dłoń i wkłada do ust.”
„[…] wiatr, który skądś się pojawił unosi jego zamarznięte
na biało słowa gdzieś w daleką, daleką przeszłość”.
„Światła samochodów zlały się, tworząc jasne rzeki i płynęły
z jednej dzielnicy do drugiej. Rozmaite dźwięki zlały się w cichy szum, który
jak chmura unosił się nad miastem”.
„Myśli […] o chmurach unoszonych lekkim wiatrem, albatrosach
tańczących na niebie z szeroko rozpostartymi skrzydłami”.
„Jeżeli ubierze to w słowa, głośno powie, coś zniknie jak
poranna mgła. […] Tajemnice przestaną by c tajemnicami”.
„Gdy znajduję się tak wysoko, jestem tam tylko ja i wiatr.
Nie ma nic innego. Wiatr mnie spowija […] Tylko ja i wiatr – nie ma miejsca na
nic innego.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz