czwartek, 23 stycznia 2014

„Tak sobie myślę” Jerzy Stuhr





Właśnie skończyłam czytać „Tak sobie myślę”. Przetrząsnęłam przed świętami całą księgarnię, żeby znaleźć coś ciekawego. Miałam już dość płytkich pseudopowieści, od których uginają się półki i z których połowa jest o tym samym. Trafiłam na książkę Jerzego Stuhra. Patrzę, że w formie pamiętnika. O! To może być ciekawe – pomyślałam. Może coś lepszego i na innym poziomie niż to, co proponują półki z bestsellerami. 

Faktycznie, czytało się dobrze. Niby nie było w tej książce nic nadzwyczajnego, a jednak pochłonęła mnie całkowicie. Z trudnością odkładałam ją na bok, choć często robiłam to celowo, bo chciałam sobie zostawić coś na wieczór, na następny dzień… Kupując tę książkę myślałam, że będzie to pamiętnik dotyczący przeżywania choroby, odczuć aktora z tym związanych, utraty nadziei i jej odzyskanie. Był y to faktycznie zapiski z tego okresu, ale o samej chorobie było niewiele. Kilka zdań o tym, że pan Jerzy wybiera się na terapię, jest w szpitalu albo wychodzi do domu. W książce znaleźć możemy raczej przemyślenia dotyczące głownie bieżących wydarzeń  Polsce i na świecie. I mam wrażenie, że z naciskiem na politykę. Oczywiście możemy się zgadzać z jego poglądami lub nie. Nie o to tutaj chodzi. Nasze upodobania polityczne nie muszą mieć nic wspólnego z tym, czy lubimy Jerzego Stuhra jako aktora czy nie. Może niektórzy chcieliby dowiedzieć więcej o przebiegu choroby aktora, ale uszanujmy to, że on nie chce o tym mówić. Pisze tylko tyle, ile uważa za stosowne. Jest osobą publiczną, ale ma prawo do prywatności. Jak każdy.

Czy ta książka wniosła coś w moje życie? Zapewne tak, bo co jakiś czas jakiś jej fragment albo myśl z nią związana powraca do mnie jak bumerang. Dużego wrażenia jednak na mnie nie zrobiła, bo może zbyt wiele od niej oczekiwałam, ale cieszę się, że na nią trafiłam. Naprawdę dobrze się czyta, a co najważniejsze – dobrze się kończy.

Moja ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz