Książka z jednej strony wciągająca, z drugiej nudna. Zależy który esej się czyta i co kogo interesuje. Jedni znajdą w niej subiektywne opisy krajów, miast i dzielnic, w których Capote mieszkał przez jakiś czas, które zwiedzał lub przez które przejeżdżał. Innych (jak na przykład mnie) bardziej zainteresują teksty dotyczące znanych osób i samego autora.
Czytanie „Esejów” to jakby przeniesienie się do czasów
Trumana Capote i obserwowanie świata jego oczami. On nie lubił kadzić innym i
fałszywie się uśmiechać, by zyskać czyjeś uznanie. Wolał pisać to, co myśli i
nie przejmował się tym, co powiedzą o nim inni (chyba że chodziło o jego
pisarstwo). Obracał się w kręgach artystów, dzięki czemu mógł wiele
zaobserwować. A jaka była reakcja tych, o których nieprzychylnie pisał? Możemy
się tylko domyślać.
Coco Chanel, Marylin Monroe, Charlie Chaplin, Louis Armstrong
czy Elizabeth Taylor, to tylko niektóre osoby, jakie znał i opisał Truman
Capote. Mnie najbardziej zainteresował esej dotyczący samego autora pt.
„Portret własny”, który mówi o jego upodobaniach, miłości do czytania i filmów oraz
„Przedmowa do „Muzyki dla kameleonów””, w którym pisze o swojej drodze jako
pisarza, o tym, w jaki sposób szlifował warsztat, by dojść do perfekcji i móc
wydawać swoje teksty na łamach największych tytułów tamtych czasów.
„Portrety i obserwacje” można przeczytać od deski do deski
albo wybrać sobie tylko kilka esejów i zanurzyć się w nie w wolnej chwili…
Moja ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz